niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 7: Ministerstwo już wie

 Cześć :) Dzisiaj też coś tam napisałam, proszę :


 Następnego dnia wszyscy prawie spóźnili się na śniadanie. Przyjaciele ubrali się i pospiesznie zbiegli do Wielkiej Sali. Zasiedli do stołu Gryffindor'u, parę osób, które poszły śladem Sztuczki, zaprenumerowało 'Proroka Codziennego' i jedli śniadanie.
 - Hej, hej! Tu coś piszą, posłuchajcie!- krzyknęła Ewa z 'Prorokiem' w ręku:
 'Profesor Katie Ollin powiadomiła Ministerstwo Magii o istniejących okolicznościach w Hogwarcie. Zostaliśmy zawiadomieni o podejrzanych otwarciach okien, powtarzających się miesiąc w miesiąc, zawsze tego samego dnia. Owe zdarzenie dzieje się od trzeciego dnia września. Większość osób dziwiła się, dlaczego Pani Dyrektor powiadomiła Nas dopiero teraz, a gdy zapytaliśmy ją o to, usłyszeliśmy następującą odpowiedź:
 "Myślałam, że damy sobie jakoś radę. Niestety, wszystko działo się w nocy, przez co uczniowie budzili się wcześnie rano, przeszywającym chłodem. Natomiast ja głęboko wierzę, że, choć nie wolno im tego robić- okna otwierają dementorzy. Z pomocą nauczycieli szukam przyczyny."
 Jak widzimy, dużo nie dowiedzieliśmy się z krótkiej wypowiedzi Profesor Ollin.'
 Ewa skończyła czytać. Większość Gryfonów patrzyła się na gazetę w ciszy, kiedy Puchoni, Krukoni i Ślizgoni zajadali ze smakiem.
 - Po co ona powiedziała Ministerstwu?!- po chwili wrzasnął Wiktor.
 - Tego do końca nie wiemy- zaczęła Julia.- Ale oczywiście musi być jakiś powód. Podejrzewam, że oni chcą mieć ewentualną pomoc z ich strony. Tak, jest to najbardziej prawdopodobne wyjście...
 Cisza.
 - Eee.. Nie chcę nic mówić, ale zaraz spóźnimy się na eliksiry- powiedziała niepewnie Kaja.
 Lekcje odbyły się bez większych rewelacji, prócz tego, że Agnieszka upuściła róg jednorożca, a gdy podniosła się, niechcący wylała na siebie dotychczas przyrządzony eliksir. Poza tym, na transmutacji Hubert chcąc zamienić kubek w mysz, zmienił go w ropuchę, która plujnęła mu w twarz jadem i udał się do skrzydła szpitalnego.
 Wieczorem rozmawiali o nadchodzącym wypadzie do Holgsmage.


sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 6: Parę nieznaczących tygodni i nowina

 Na początku przeproszę za wczorajszą nieobecność, ale cóż, to był tylko jeden dzień :)



 Parę kolejnych tygodni, z których w końcu złożył się miesiąc szybko minęły. Nauczyciele przestali dawać 'wolne' i zaczęli zadawać masę zadań domowych. Ku zdziwieniu przyjaciół, dokładnie po miesiącu okna ponownie się otworzyły. Przy odrabianiu lekcji, Natalia rzuciła:
 - Czy to nie dziwne, serio, z tymi oknami? Profesor McGonagall powinna coś zrobić, jak dla mnie...
 - A co McGonnagal może zrobić, że ktoś otwiera okna?- przerwał niegrzecznie Wiktor.
 - Ale nawałnica tych zadań, co?- zmieniła temat Ewa.
 - Taak, a ja dodatkowo zapisałam się na mugoloznastwo- powiedziała Agnieszka
 - A na co Ci mugoloznastwo? Przez prawie dwanaście lat przekonani byliśmy, że jesteśmy mugolami... A tu proszę, znamy ich bardziej niż my siebie na wzajem- dodał rzeczowo Hubert, który właśnie pochłonięty był pisaniem wypracowania na transmutację.
 Później w grobowej ciszy odrabiali lekcje. Kaja wstała po jakiejś godzinie, podeszła do pierwszych tablicy ogłoszeń i przyglądała się przez chwilę, a potem podbiegła uradowana i prawie krzyknęła:
 - Na piętnastego października mamy zaplanowany wypad do Hogsmeade! Uczniowie pierwszych i drugich klas mogą iść i nie muszą mieć pozwolenia!
 Zapadła cisza, a po chwili podniecone szepty. Ewa już otwierała buzię, aby coś powiedzieć, ale Kaja przerwała jej.
- Zaczekajcie, tu jest coś jeszcze!- przejechała drżącym palcem po tablicy.- Tak, och, to takie znakomite! Hm, hm...
 - Powiesz nam, do jasnej ciasnej, co jest takie niesamowite?!- powiedziała Julia podenerwowana kładąc nacisk na każde słowo.
 - Och, tak, przepraszam...- odchrząknęła i zaczęła czytać na głos.:
 "Dnia pierwszego listopada odbędzie się wybieranie nowej drużyny quidittch'a Gryffindor'u. Chętnych prosimy o stawienie się na boisku pierwszego listopada z miotłą, małymi umiejętnościami i dobrymi chęciami, podpisano: Prof. McGonagall"
 Przestała czytać i szybko wybiegła do sypialni. Wzięła sowę i napisała na pergaminie.:
"Proszę o wybranie mi jakiejś dobrej miotły i przysłanie jej, dodatkowo dopłacę przez moją sowę. Dołączam pieniądze, niestety nie mogę się stawić na miejscu, Kaja, Gryffindor. Do: Ulica Pokątna, sklep z miotłami"
 Wyjaśniła Sówce na ucho:
 - Słuchaj, musisz lecieć aż do Londynu na Pokątną, wręczyć ten list- tu pokazała sowie kawałek pergaminu, jak gdyby nie wiedziała, po co leci- i poczekać, co babka, albo facet powie. Żegnaj, Sówko, nie siedź tam długo.
 Patrzyła jak sowa odlatuje, kiedy dopiero w myślach uświadomiła sobie, że dopiero co przyleciała, a ona nie dała jej nawet jedzenia... Z nadzieją, że coś zjadła, poszła do pokoju wspólnego.
 - Co zrobiłaś, że tak wybiegłaś?
 - Zamówiłam miotłę, mam nadzieję, że to będzie Błyskawica- odpowiedziała Kaja lekko znudzonym głosem, ziewając.
 Wszyscy wybiegli jak fala do sowiarni zamówić miotły, a dziewczyna została prawie sama w dormitorium.



 Trochę krótko, ale zawsze coś xd

czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 5: Lekcja Hagrida

  Cześć :) Zastanawiam się, czy nie założyć bloga o mnie (miałam już takiego, ale na nim nie pisałam i jakoś tak go usunęłam). Co Wy na to? No nie wiem, znając mnie to za chwilę będzie "mam nowego bloga, spójrzcie!"... Och, najpierw sobie zaplanuję co tam będę pisać i ewentualnie co jaki czas i jakoś zadbać o choć małe zainteresowanie blogiem. Dobra, bo odbiegłam mocno od tematu...


  Rano Kaję obudził chłodny powiew z okna. Powoli otworzyła oczy, bo myślała, że Sówka już przyleciała. Nie, to było niemożliwe, bo napisała mamie, żeby ją przetrzymała trochę w domu. Zobaczyła, że okno było otwarte na oścież, a z pokoju wspólnego dobiegały głośne rozmowy, a później, że w sypialni nie ma nikogo poza nią. Wstała, ubrała się szybko, odwiedziła toaletę i szybkim krokiem poszła do pokoju wspólnego martwiąc się, że coś ją ominie. Byli wszyscy, siedzieli wygodnie na fotelach wspominając różne momenty z Harry'ego Potter'a. Kaja cicho usiadła na fotelu obok Sztuczki. Przez chwilę wsłuchiwała się w rozmowę o tematyce trzeciej części Potter'a, kiedy to Harry pokonał paru dementorów. Po paru minutach jej ciszy rzuciła:
 - Hmm... Nie zaprzeczę, że rozmowy, o których rozmawiacie są nieciekawe, ale zastanawiam się... Hm... Jakby to powiedzieć... Czy nie musimy iść na śniadanie?
 Wszyscy zdziwili się, że siedzi w pokoju, bo dopiero co ją zauważyli. Wybuchnęli śmiechem, bo miała bardzo poważny i dość ironiczny ton, niczym Snape za życia. Agnieszka powiedziała:
 - Spokojnie, jest dopiero piąta nad ranem.
 - Piąta?!- krzyknęła Kaja.- Od której Wy tu siedzicie?!
 - Ach, ledwo co wstaliśmy- powiedział Hubert.- Wiesz, jakoś tak nasze okna zostały jakimś cudem otwarte i wszyscy się pobudzili... Na początku rozmyślaliśmy co to mogło być, ale przeszło do opowieści o Harry'm.
 - No... Pierwsze co mi przyszło na myśl to dementory, dlatego rozmawialiśmy o Więźniu Azkabanu- rzekła Ewa.
 - Ale czy dementory potrafią tak wysoko szybować? Zresztą: teraz, tutaj w Hogwarcie?- powiedziała rzeczowo Sztuczka, a Wiktor pokręcił głową co najwyraźniej mówiło 'no racja, racja...'.
 Do godziny siódmej rozmyślali nad tym, co otworzyło okno. Jako, że byli dość przestraszeni całą sytuacją, starali się jakoś ubarwić sprawę wymyślając coraz to śmieszne historie. Później zeszli razem na śniadanie, a Julia niezdarnie prawie wpadła na fałszywy stopień, ale już znali drogę do Wielkiej Sali. Usiedli wygonie przy innych gryfonach, kiedy na stołach pojawiły się smakowite dania. Jajka na twardo, na miękko, na bekonie, smażone, jajecznica, tosty i tym podobne. Wszyscy nakładali sobie jedzenie, kiedy górne okna się otworzyły i wleciały sowy. Nad głową Sztuczki przeleciała maleńka sówka płomykówka, z trudem unosząc wielką gazetę 'Prorok Codzienny', zataczając jeszcze parę kółek z radości i upuściła ją koło Sztuczki. Ta zaś złapała szybko magazyn, otworzyła i zaczęła gorączkowo przeszukiwać strony. Znalazła tam tylko parę 'pilnych' informacji z Ministerstwa Magii, jakieś ciekawostki o magicznych zwierzętach i to by było na tyle. Odłożyła gazetę i jadła dalej, a wszyscy inni patrzyli na nią z ciekawością.
 - Czo no?- powiedziała z pełnymi ustami, a gdy przełknęła, dokończyła.- Chcę być na bieżąco... No ej, jesteśmy w nowym świecie, nie wiemy co i jak się dzieje!- krzyknęła.
 Wszyscy przyznali rację kręcąc potwierdzająco głowami.
 - Dobrze, dobrze, nie denerwuj się, wiemy...
 Po śniadaniu mieli pierwszą lekcję z Hagridem, której co nieco byli ciekawi, ale jednak trochę się bali. Szli przez błonia, ale przypomnieli sobie, że tę lekcję, jak i lekcję eliksirów, którą również będą dzisiaj mieli, mają razem z odwiecznymi wrogami gryfonów, ślizgonami. Pochodzą oni z domu Slytherin. Mieli nadzieję, że jakoś się dogadają i, że nie spotkają takiego Malfoya...
 - Cześć... ee... Dzisiaj przerobimy hipogryfy. Eee... Jak może ee.. wiecie, są one bezpieczne do ee.. czasu, gdy ich nie ee... obrazimy, o. Przepraszam, że eee.. się tak zacinam, ale eee... trochę się denerwuję. No więc eee... Musicie do nich podejść i się ee.. ukłonić do nich e. I jeżeli Was ee zaakceptują co możecie podejść i je eee.. pogłaskać po głowie, a jeżeli nie zaakceptuje, to zwiwajcie! No dobrze, kto na początek?- wyrecytował Hagrid i trochę się przy tym spocił.
 Nikt nie wyszedł na środek. Hagrid wybrał Martynę.
 - No, może Ty, choć, nie bój się...
 Martyna niepewnie podeszła do hipogryfa. Ukłoniła się grzecznie, a hipogryf jakby obwąchał ją po głowie przyjaźnie. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, ostrożne pogłaskała zwierzę po łebku, a ono wydało dźwięk podobny do mruczenia kota. Zanim się spostrzegła, Hagrid wsadził ją na hipogryfa, a ta jęknęła z przerażenia i po chwili znalazła się w powietrzu. Poczuła chłód równy temu, gdy rano tajemniczo otworzyło się okno. Leciała nad Zakazanym Lasem i w dole ujrzała dementora. Przestraszyła się i złapała mocniej hipogryfa, ale nie za mocno, bo wiedziała jak te zwierzęta reagują na coś, co im nie pasuje. Przelecieli ponad murami Hogwartu, zatoczyli koło i wylądowali niedaleko grupki uczniów Hagrida. Hagrid zdjął ją z grzbietu hipogryfa i zapytał dziarskim tonem:
 - No, ktoś jeszcze chętny?


 Wiecie co, tyle na dziś, bo jakoś zaczynają mnie trochę boleć oczy ze zmęczenia. Papa :)

środa, 3 lipca 2013

Rozdział 4: Nowe zdarzenia

 Hejka :3 Jakoś nie mam ochoty dawać Wam żadnych ciekawostek, ponieważ ostatnio usunęłam dużo rzeczy, głównie zdjęć z Internetu i nie chcę ponownie tego 'zawalać' innymi dokumentami.  Dlatego też, dostaniecie nową część opowiadania. Zapraszam ;3


 Nazajutrz Julia obudziła się pierwsza. Wstała i ubrała się, obudziła Martynę i resztę, ponieważ mieli pogadać na osobności, sami Ci, którzy przybyli tak naprawdę przypadkowo. A może to nie był przypadek..?
 Dziewczyny lekko oszołomione wstały i narzuciły na siebie szaty czarodziejów. Kaja zauważyła, że na jej parapecie przy oknie, siedziała sówka. Najwyraźniej wróciła już, zmachana, bo jednak droga jest długa z Hogwartu do Polski... I tak, że tak bardzo szybko wróciła, powiedziała Agnieszka. Kaja wyjęła z klatki sowy przysmaki tych zwierząt i dała je sówce, głaszcząc ją. Delikatnie odwiązała liścik, który napisany był na zwykłym papierze, a zwierzę wleciało do klatki i zasnęło zmachane. Dziewczyna zaczęła czytać na głos.:
 Drogie dzieci!
 Jestem bardzo ciekawa, jakim cudem dostaliście się do Hogwartu, bo ja, jak i większość osób nie wierzyło w istnienie tej szkoły. No, ale cieszę się, że żyjecie. Ilu Was tam jest? Powiadomiłam już mamę Ewy, Oliwii, Agnieszki, Julii i Martyny wiedząc, że z pewnością były z Wami. Możecie pisać do mnie o wszystkim, a ja mogę przekazać ewentualne informacje Waszym rodzicom. No, cóż mogę jeszcze napisać... Piękna sowa, czyja ona jest? Och, bardzo przestraszyłam się, gdy po północy zaczęła stukać dziobkiem w moje okno. Trochę się jej bałam na początku, ale jakoś, można powiedzieć, że się zaprzyjaźniłyśmy. 
 Nie mogę się doczekać Bożego Narodzenia, kiedy się spotkamy. Mama Kai. 
  - Musimy to przeczytać chłopakom!- krzyknęła Kaja.
 - Spokojnie, znając ich jeszcze śpią- powiedziała spokojnie Martyna.- Zawsze możemy ich powiadomić przy śniadaniu... Och, nie chce mi się jeszcze jeść, a Wam?
 - Właśnie, śniadanie!- rzekła głośno Ewa- Idziemy!
 - Och, Ewa, przecież nie wiemy jak tam dojść... W sumie, pójdziemy za innymi, chodźcie!- Agnieszka powiedziała dość rozkazująco.
 Wyszły z sypialni, a w pokoju wspólnym spotkały chłopaków. Właśnie chcieli wyjść na śniadanie, ale nie wiedzieli którędy. Dziewczyny zaproponowały im, aby poszli z nimi, idąc śladem starszych uczniów. Rozmawiając głośno, Agnieszka zdała sobie z czegoś sprawę.
 - Hej! Przecież nie wzięliśmy kartek z wypisanym planem zajęć!
 - Spokojnie, nad wszystkim panuję- powiedziała Kaja.- Po śniadaniu pójdziemy do wieży Gryffindoru i każdy weźmie plan. Dobrze?
 - No okej...
 Weszli do Wielkiej Sali, siadając przy stole gryfonów. Jedzenie już na nich czekało. Nakładali sobie wszystko, rozmawiając i Kaja przypomniała sobie o liście. Na szczęście czekał w kieszeni szaty. Wyjęła go i podsunęła pod rękę Wiktora, bo z chłopaków siedział najbliżej.
 - Co to?- zapytał.
 - List od mojej mamy. Przeczytajcie go sobie i oddajcie mi najpóźniej pod koniec dnia- powiedziała Kaja uśmiechając się i zagryzając grzankę z dżemem.
 - Okej- zgodziło się paru chłopaków.
 Po śniadaniu zaczęli pędzić na górę, do wieży Gryffindoru po plany zajęć. Na szczęście parę się zostało i jakoś się podzielili. Zapakowali potrzebne przybory do toreb i zeszli, a raczej zbiegli na dół, na historię magii, którą mieli pierwszą. Podeszli pod salę, ale wszyscy byli już w środku. Ostrożnie zapukali, po czym weszli do środka. Kolejna niespodzianka: czekał na nich Flitwick, najprawdziwszy. Większość osób już nie miała wątpliwości: musieli oni zażywać coś w rodzaju 'eliksiru życia' lub coś na nieśmiertelność. Profesor nawet nie zauważył, że przybyli, jak pewnie nie zauważył ich nieobecności. Usiedli w tylnych ławkach, bardzo cichutko wyciągając książki, pióra, pergaminy i atrament. W pewnym momencie Flictwick wstał i zaczął opowiadać jakiś bardzo męczący i nudny dialog o tematyce właściwego zachowywania się na jego lekcjach. Nawet się nie spostrzegli i nastał koniec lekcji.
 Było ładnie, dlatego też przerwy między lekcjami odbywały się na błoniach. Przyjaciele postanowili zapytać Hagrida, dlaczego to właśnie oni, małe dzieci z Polski zostały wybrane jako uczniowie Hogwartu, dodatkowo w tak nietypowy sposób. Normalnie, przyszli 'mieszkańcy' szkoły otrzymywali list.
 Szli w stronę chatki Hagrida. Rozmawiali na temat Harry'ego Potter'a... Może skoro są czarodziejami, to może poznają kiedyś Potter'a i jego przyjaciół, kto wie..?
 Zapukali do wielkich, dębowych drzwi. Usłyszeli szczekanie Kła, przez co się przestraszyli. Hagrid otworzył im drzwi i gdy tylko ich zobaczył, rozpromieniał uśmiechem. Zaprosił ich do środka i zaczął parzyć herbatę, postawił na stole parę ciastek. Z filmów i książek o Harry'm Potter'ze wszyscy wiedzieli coś o wyrobach Hagrida, dlatego grzecznie podziękowali. Usiedli w dość wygodnych, staroświeckich fotelach, koloru ciemno beżowego. Agnieszka postanowiła odważyć się coś powiedzieć.
 - Hagridzie... Mogę o coś zapytać?- zapytała niepewnie.
 - Jasne, jasne. Pewnie jesteście ciekawi, dlaczego tu jesteście? Cholibka, profesor Ollin długo myślała, jak Was tu ściągnąć, ponieważ zauważyła swoim tajnym sposobem Wasze umiejętności. Och, przepraszam, chciałaś o coś zapytać...
 - Tak, właśnie o to... Hagridzie, nie wiesz nic o tym sposobie, tym tajnym?
 - Och, nawet gdybym wiedział, to zabroniono mi wyjawiać takie tajemnice...
 - Szkoda... Znałeś Harry'ego, Hermionę i Rona, prawda?- teraz odezwała się Sztuczka.
 - Ach, Harry'ego Potter'a, Hermionę Granger i Rona Weasleya? Pewnie, że znałem! Mam z nimi nawet niezły kontakt. Kiedyś możemy się umówić na spotkanie z nimi, chcecie? Chętnie bym ich zobaczył, nie widziałem ich od tylu lat...
 - Hagridzie, nie chcę nic mówić, ale...- Ewa urwała.- Woda się gotuje.
 - A tak, jasne.
 Gawędzili sobie tak przez całą przerwę. Później poszli na lekcje, na których nie było nic szczególnie ciekawego. Wieczorem poszli na kolację i usiedli dość zmęczeni dniem w pokoju wspólnym Gryffindoru. Kaja przypomniała sobie o liście.
 - Dominik, wiesz może gdzie Wiktor czy inni mają list?
 - A tak, dał mi go, poczekaj.- wyjął kawałek kartki z kieszeni i wręczył Kai.- Napisz mamie w liście, czy mogłaby powiadomić też moją mamę.
 - Okej.- Kaja wstała i udała się do sypialni dziewcząt, gdzie jak szalona latała sówka dziewczyny.
 Wzięła kawałek pergaminu i napisała:
 Droga mamo!
 Wszyscy Cię pozdrawiamy i pozdrawiamy tam wszystkich. Dominik, jak i pewnie reszta chcieliby, aby ich mamy też wiedziały, że żyją. Z nami są: ja, Ewa, Sztuczka, Agnieszka, Julia, Martyna, Ewcia, Weronika, Dominik, Wiktor, Hubert, Michał, Mierzwa, Natalia, Jasiu... i to chyba wszyscy, mam nadzieję, że nikogo nie przeoczyłam. Mamo, zawiadom ich rodziców o naszym pobycie w Hogwarcie, proszę. 
 Sowa jest moja i na razie nie mam pojęcia jak ją nazwać. Może po prostu Sówka? Mało oryginalne, ale nic innego mi nie przychodzi do głowy...
 Mamo, poznaliśmy Hagrida, profesor Minerwę McGonagall i profesora Flictwicka! Dyrektorką szkoły jest profesor Katie Ollin, wydaje się miła, ale też nie aż za miła jak profesor Umbridge z Zakonu Feniksa, ta różowa. 
 Sówka przybyła do nas rano, widocznie bardzo szybko leciała z Polski. Och, bardzo długo odpoczywała i dużo jadła i piła. Mamo, nie odsyłaj jej od razu do Nas, miej ją trochę w domu. 
 Kończę już, zaraz chyba pójdę do łóżka, jestem śpiąca... 
                                                                                   Kaja i reszta, Hogwart
 Przyczepiła pergamin do nóżki Sówki, poklepała ją po dziobku i dała znak, że może lecieć. Patrzyła za nią w ciemność, dopóki nie zniknęła w mroku.




 Dzisiaj taki dłuższy kawałek :)

wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 3: Pierwszy dzień nauki w Hogwarcie

 Cześć Wam, zapraszam do przeczytania kolejnego kawałka opowiadania o losach przyjaciół, którzy przypadkiem, lub nie przypadkiem, trafili do Hogwartu.


 Wszyscy udali się do dormitoriów. Szli za wysokim chłopakiem i blond włosą dziewczyną. Szeptali coś do siebie, a wszyscy inni pierwszoroczni rozmawiali pół głosem. Przeszli po schodach (oczywiście, standardowo, jeden z uczniów wpadł nogą na fałszywy stopień) i po jakimś czasie znaleźli się przed obrazem Grubej Damy, co zdziwiło parę osób. Zaczęły się podniecone szepty, które ucichły po chwili. Wszyscy wiedzieli, że ten obraz znajdował się tutaj parę lat temu, kiedy to sam Harry Potter chodził tu do szkoły.
 - Drętwota- rzekł prefekt naczelny i po chwili portret odsunął się i zrobił miejsce, aby wszyscy weszli.
 - Na lewo u góry znajduje się sypialnia chłopców, zaś na prawo dziewcząt. Tutaj jest miejsce spotkań, gdzie możecie porozmawiać, odrobić lekcje i tak dalej. Posiedźcie jeszcze chwilkę i udajcie się do łóżek, Wasze rzeczy już na Was tam czekają. Dobranoc- tym razem przemówiła dziewczyna, która, jak się okazało, miała na imię Sofia.
 Prefekci usiedli na fotelach i zaczęli grać w magiczne szachy. Kaja i Ewa postanowiły udać się do sypialni, pogadać i wszystko obejrzeć. Ewa idąc spojrzała za siebie i zobaczyła, że Sztuczka i Agnieszka postanowiły spróbować swoich sił w grze w szachy, a chłopacy rozmawiali o kartach z czekoladowych żab- bardzo głośno.
 Kaja i Ewa zobaczyły swoje rzeczy i podeszły do łóżek, obok których stały. Obok łóżka Kai siedziała wielka sowa śnieżna, podobna do tej, którą miał Harry Potter. Koło łóżka Ewy brykał wielki, koloru karmelowego kot, łasząc się do wszystkiego co napotkał i mrucząc. Obydwie podbiegły do zwierząt uradowane. Kaja od razu złapała za pergamin i z trudem, bo przyzwyczajona do długopisu, wyskrobała.:
 Droga mamo i mamo Ewy! 
 Jesteśmy w Hogwarcie, nic nam nie jest. Będziemy pisać, wrócimy na Boże Narodzenie. Pozdrawiamy, Kaja i Ewa. 
 Kaja przyczepiła liścik do nóżki sówki, pogłaskała ją pieszczotliwie po głowie i dała znak, aby poleciała. Patrzyła się za nią aż zniknęła w mroku. Podeszła do Ewy i powiedziała o liście, Ewa natomiast zupełnie zapomniała, że nie było ich w domu od dwóch miesięcy i dotychczas nie dały żadnego znaku życia, a rodzice mogli już pogrążyć się w rozpaczy.
 - Dobrze zrobiłaś- powiedziała po chwili.
 - Aaaaa (ziewnęła), może już pójdziemy spać? Pójdę się umyć i już się kładę...
 Powędrowała w stronę łazienki, a Ewa bawiła się z kotem.


 Dobra, taki fragmencik ;d

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 2: Tiara przydziału

 Hej, hej, heloł. ;d Jak tam Wam wakacje mijają? Czekacie na list z Hogwartu? Och, jak to by się chciało zwiedzić ulicę Pokątną... Na Przekątną bym NIGDY nie poszła...



 - Szybciej pirszoroczni, pirszoroczni!- nawoływał idąc szybkim krokiem Hagrid.
 Sztuczka, Ewa, Kaja, Agnieszka, Ewcia, Julia, Martyna, Kuba, Hubert, Wiktor, Weronika, Jasiu, Michał szli szybkim truchtem prawie biegnąc i ledwo doganiając Hagrida. Po kilku minutach tego wyjątkowego marszu, dotarli tuż przed Wielką Salę. Po chwili ujrzeli profesor McGonagall, z czego bardzo, bardzo się zdziwili, jakby zobaczyli ducha.
 - Pierwszoroczni, posłuchajcie mnie uważnie. Za chwilkę wejdziemy do Wielkiej Sali i odbędzie się uroczystości przydziału. Gdy wyczytam czyjeś imię, proszę podejść i usiąść na wielkiej ławie, a ja nałożę Wam Tiarę, ona przydzieli Was do domów.
 McGonagall zamilkła i otworzyła im drzwi do Wielkiej Sali. Tysiące par oczu zwróciło się ku pierwszorocznym, między którymi, gdzieś pośrodku znajdywali się bohaterowie. Spojrzeli w prawą stronę: siedziała tam szczupła i młoda kobieta, która, jak się okazało, nazywała się Katie Ollin i była dyrektorką Hogwartu. Obok niej, po jej prawicy i lewej stronie siedzieli inni nauczyciele. Jakiś starszy pan spojrzał się na Julię z niesmakiem, czego dziewczyna nie zauważyła.
 Dyrektorka wstała i przemówiła.:
 - Drogie dzieci! Miło mi widzieć tutaj Was wszystkich, szczególnie naszych nowych uczniów. Proszę wszystkich o spokój, dajmy głos Tiarze Przydziału- powiedziała to wszystko rześkim tonem, uśmiechając się zupełnie bez przejawu złośliwości, lecz w stu procentach naturalnie, jakby sprawiało jej to przyjemność.
 Wszyscy, również starsze klasy, zaczęły klaskać. Po chwili McGonnagal usadowiła Tiarę na długiej ławie, a ta zaśpiewała słodkim głosikiem piosenkę, jaką śpiewała wtedy, gdy Harry Potter miał być przydzielony do Gryffindor'u. Po chwili Pani Profesor od transmutacji zaczęła wyczytywać nazwiska uczniów. Parę osób dość trzęsło się idąc. Bohaterowie, wszyscy, zostali przydzieleni do Gryffindor'u, z czego bardzo się cieszyli. Usiedli przy stole gryfonów i po chwili na stołach pojawiły się przeróżne dania. Kaja sięgnęła po ciepłe i smakowicie wyglądające spagetti i nakładając sobie jedzenie mówiła:
 - Co to za dyrektorka? Jejku, szkoda, że nie poznaliśmy Doumbledor'a, co? Zabił go Snape, którego też nie poznaliśmy... Jaka wielka szkoda, że...
 - Profesor Ollin wydaje się miła, jak dla mnie nie udaje- wtrąciła Agnieszka.
 - Och, Aniesiu, brzydko tak przerywać, jak ktoś mówi!- Agnieszka skinęła przepraszająco głową.- Myślicie, że znajdzie się taki drugi Voldemort?
 - Miejmy nadzieję, że nie...- powiedział lekko zaniepokojony Hubert, przełykając kotlet.- Dyrektorka będzie, mówić, tsiii!
 - Nieee, coś Ci się zdawało, ona jeszcze je. Dobre to jedzenie, co?- rzekł Wiktor urywając kawałek wielkiej kromki pszennego chleba.
 Ku zdziwieniu wszystkich, pani Katie powiedziała tylko, aby udali się z prefektami do dormitoriów.

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 1: List z Hogwartu

 Cześć ponownie dzisiaj, postanowiłam napisać pierwszą część opowiadania, aczkolwiek mi się po prostu nudzi. Zapraszam do lektury :)



 - Och, chcę już wakacje!- powiedziała na głos Ewa, otoczona grupką przyjaciół.
 - A kto nie! Jejku, mieliśmy dzisiaj po lekcjach zrobić spotkanie klubu, a my co!- krzyknęła przestraszona Oliwia, którą nazywali Sztuczka, ze względu na jej oryginalne nazwisko.
 - Racja. Jeszcze nie wszystko stracone.-powiedziała rozradowana Kaja, ponieważ był to ostatni dzień szkoły, a oni podeszli do tablicy ogłoszeń na przedostatniej przerwie.
 -Hej! Mówiłam Wam, nie wszystko stracone!- wskazała palcem na karteczkę, gdzie małym druczkiem napisane było '5b- zwolnienie z 6 lekcji'- Chodźcie, nie traćmy czasu!
 I wybiegli na zaludnione boisko, ponieważ tam odbywała się przerwa, a oni- jak zwykle- spędzali ją tam, gdzie zakazane. Zbiegli z zielonego terenu dalej, gdzie znajdywało się ich miejsce spotkań. Dominik usiadł na swoim kamieniu, Ewa na płocie podobnie jak Sztuczka, Kaja wlazła kawałek na drzewo, a reszta usadowiła się tam, gdzie było miejsce.
 Na początku był lekki gwar, ponieważ parę osób poszło do pobliskiego sklepu po lody, ponieważ upał nie dawał za wygraną. Wszyscy poczekali, aż skończy się przerwa i wszyscy wrócą ze sklepów i zaczęło się wszystko. Poczuli lekki chłód, nastała ciemność.
 -C-c-c-o się dzieje?- wyjąkała przestraszona Agnieszka.
  Nagle, ujrzeli wielką, czarną postać sunącą ku nim. Sztuczka okazała zdrowy rozum, zeskoczyła z płotu i krzyknęła:
 - Eksperto patronum!
 Ku zdumieniu wszystkich, zaklęcie podziałało, chociaż uczyli się go poprzez zabawę i z różdżki wyskoczył mały, biały królik. Przegonił dementora, a oni poczuli przypływ gorąca i znowu zimna. Chwilę później, nie wiadomo skąd znaleźli się w pociągu do Hogwartu. Zdali sobie sprawę, że zamiast listu, przybył po nich dementor, jednocześnie przyspieszając czas. Kaja niepewnie wyjrzała z przedziału, spojrzała w górę. Były tam ich rzeczy, dodatkowo schludnie zapakowane w kolorowe torby. Gdy zorientowali się, że jadą do Hogwartu, nadal lekko oszołomieni, przerażeni, ale i szczęśliwi usiedli.
 - Jak to się stało?- zapytała Ewa niepewnym głosem.
 - Nie mam pojęcia- rzekł Michał- ten dementor musiał być jakoś zaczarowany, aby nas tutaj ściągnąć...
 - Wiecie, coś sobie uświadomiłam...- powiedziała lekko rozmarzonym głosem Kaja- Skoro jedziemy do Hogwartu- teraz jakby ochłonęła- to nie mieliśmy wakacji! Och, dlaczego!
 - Kaja, ty zawsze widzisz szklankę do połowy pustą, a nie pełną- pewnym głosem stwierdził Dominik.- Spójrzcie na to z drugiej strony- jedziemy do Szkoły Magii i Czarodziejstwa! Zawsze o tym marzyliśmy! A Wy gadacie o straconych wakacjach, och...
 - Chyba powinniśmy się przebrać- rzuciła Ewa.
 Wszyscy pokręcili potwierdzająco głowami, a Martyna i Julia zaproponowały, że przyniosą szaty. Po chwili wróciły zmachane, ponieważ szaty były dość ciężkie.
 - Czy nie ma zaklęcia zmniejszającego wagę danego obiektu?!- krzyknęła oburzona Julia.
 - Obawiamy się, że nie- powiedziała chichocąc Agnieszka.
 Przebrali się i po paru minutach ujrzeli w oblanych deszczem oknach zarysy zamku. Ewa z przyzwyczajenia sięgnęła do kieszeni po telefon, aby sprawdzić godzinę, ale zamiast niego w kieszeni siedziała różdżka, najprawdziwsza różdżka i parę pasztecików dyniowych. Wszyscy poszli jej śladem, a sięgnąwszy do kieszeni napotkali na podobne przedmioty, jakie znalazła Ewa. W ostatniej chwili, przyjechała pani z wielką tacą słodyczy, cała spocona i zdyszana.:
 - Przepraszam, strasznie przepraszam, że tego tak mało i opóźnienia, ale przez tą całą W.S.Z.A.'ę pani Hermiony Weasley, skrzaty zaczęły się buntować i przestały wytwarzać słodycze! Och, przykro mi...
 Jako, że każdy z nich znalazł parę galeonów w kieszeniach, kupili trochę słodyczy i zmierzali już, aby wyjść z peronu. Po wyjściu, ujrzeli Hagrida wołającego 'pirszoroczni, do mnie pirszoroczni'. Tak, to był najprawdziwszy Hagrid. Podbiegli blisko niego i patrzyli się z ciekawością. Natomiast Hagrid, gdy ich zauważył zagarnął ręką małą grupkę przyjaciół i szepnął.:
 - Witajcie, witajcie. Przepraszam w imieniu moim i innych za tego dementora, ale listem za długo by trwało, zresztą co by powiedzieli Wasi rodzice! Ach, Wasi rodzice to mugole, tak?
 Wszyscy przytaknęli lekko zdziwieni, bo nie myśleli tak o swoich rodzicach.
 - Cholibka, pospieszmy się, zaraz zacznie się ceremonia przydziału!